1 marca obchodzimy Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Warto w najbliższych dniach przypomnieć ich sylwetki, zwłaszcza tych związanych z naszym powiatem. Takim żołnierzem był Maciej Kalenkiewicz. W niepodległej II Rzeczypospolitej znaczną część życia spędził na służbie wojskowej w Modlinie, gdzie jedna z ulic nosi dumnie jego imię.
Kariera w II Rzeczypospolitej
Maciej Kalenkiewicz urodził się 1 lipca 1906 roku w Pcewiczach jako syn Jana Kalenkiewicza i Heleny Zawadzkiej. W latach 1922 – 1927 Jan Kalenkiewicz był posłem na sejm RP z listy wyborczej Związku Ludowo – Narodowego. Dzieci były wychowane patriotycznie, z miłością, ale zgodnie z ówczesnymi regułami dość surowo. Przyszły „Kotwicz” ukończył Gimnazjum Nauczycieli i Wychowawców w Wilnie oraz szkołę w Korpusie Kadetów w Modlinie. W książce „Wilczęta. Rozmowy z dziećmi Żołnierzy Wyklętych” córka Macieja Kalenkiewicza – Maria Danuta Wołągiewicz – wspominała:
„Gdy Maciej skończył czternaście lat jego ojciec uznał, że jedynym zawodem godnym mężczyzny w wolnym już kraju jest służba wojskowa. Dlatego skierował go do korpusu Kadetów w Modlinie. Warunki były spartańskie, wyżywienie skąpe. Polska jeszcze walczyła z bolszewikami, dopiero rodziła się na nowo po latach zaborów.”
Po zdanej maturze uczęszczał do oficerskiej szkoły inżynierskiej. 17 października 1927 r. został przydzielony do 1. Pułku Saperów Legionów im. Tadeusza Kościuszki jako dowódca plutonu. Podczas przewrotu majowego stanął po stronie rządu, nie przeszkodziło mu to jednak w dalszej karierze. W sierpniu 1926 roku został mianowany podporucznikiem, dwa lata później porucznikiem. Od września 1928 r. był instruktorem w Szkole Podchorążych Rezerwy Saperów w Modlinie. 23 sierpnia 1929 r. otrzymał przydział do Centrum Wyszkolenia Saperów. 19 marca 1936 roku Maciej Kalenkiewicz został mianowany dowódcą kompanii w Szkole Podchorążych Rezerwy Saperów w Modlinie oraz awansowany do stopnia kapitana. Dwa lata później rozpoczął studia w Wyższej Szkole Wojennej. Na 65 miejsc przypadało aż osiemset zgłoszeń, jednak Kalenkiewicz egzamin zdał z pierwszą lokatą. Studiów nie ukończył z powodu wybuchu II wojny światowej.
Służba u „Hubala” i Cichociemni
Macieja Kalenkiewicza wojna zastała w Poznaniu w 14. Dywizji Piechoty, szybko jednak trafił do sztabu Suwalskiej Brygady Kawalerii. Między 15 a 18 września kapitan Kalenkiewicz trafił do Rezerwowej Brygady Kawalerii dowodzonej przez podpułkownika Jerzego Dąbrowskiego „Łupaszkę”. Po przegranej kampanii wrześniowej został adiutantem, a następnie zastępcą legendarnego mjr. Henryka Dobrzańskiego „Hubala”, dowódcy Oddziału Wydzielonego Wojska Polskiego. Jak wspomina Maria Danuta Wołągiewicz: „Przeszedł szlak bojowy od gór Świętokrzyskich, tam brał udział w potyczkach z Niemcami, jednocześnie opracowując materiały do szkoleń partyzantów – ochotników”. Pod koniec roku opuścił oddział i udał się w podróż do Paryża gdzie dotarł 24 grudnia 1939 roku.
We Francji został słuchaczem, a następnie instruktorem oficerskiego kursu aplikacyjnego saperów w Wersalu. Wraz z kpt. Janem Górskim zgłosił gotowość grupy oficerów z Wyższej Szkoły Wojennej do udziału w desantach do kraju, jako Cichociemni. Od maja 1940 roku Kalenkiewicz pracował jako referent w biurze Komendy Głównej ZWZ u gen. broni Kazimierza Sosnkowskiego w Paryżu. Po upadku Francji udał się do Wielkiej Brytanii gdzie został przydzielony do I Brygady Strzelców jako dowódca kompanii saperów. Podczas pracy w Oddziale III Sztabu Naczelnego Wodza pracował nad planami lotniczej łączności z Polską, oraz brał udział w opracowywaniu memoriałów do naczelnych władz wojskowych w tej kwestii. Brał również udział w szkoleniu przyszłych Cichociemnych, sam został jednym z nich.
W sobotę 27 grudnia 1941 roku, o godzinie 21:20 już pod pseudonimem „Kotwicz”, wraz z pięcioma innymi „Cichociemnymi”, Kalenkiewicz wystartował na pokładzie Halifaxa L-9618 „W” do Polski. Operację opatrzono kryptonimem „Jacket”. Skoczkowie mieli wylądować między Sochaczewem a Bolimowem, niestety na skutek pomyłki znaleźli się 22 kilometry od Łowicza, na terenie należącym do III Rzeszy. Cichociemni zostali aresztowani przez Niemców, jednak przy próbie rewizji otworzyli ogień i zabili czterech z nich. Zdołali uciec, choć w wyniku walki „Kotwicz” został ranny w lewe ramię. Kiedy Kalenkiewicz dotarł do Warszawy na początku 1942 roku, został przydzielony do Komendy Głównej ZWZ. 19 marca 1942 r. odznaczony przez Komendanta Sił Zbrojnych w Kraju gen. Stefana Roweckiego „Grota”za walkę z Niemcami po skoku Krzyżem Virtuti Militari 5 kl. i awansowany 10 września 1942 r. do stopnia majora ze starszeństwem. Ponadto w Warszawie zajmował się pisaniem instrukcji bojowych, był również współautorem planu powstania powszechnego W 154:
„Ojciec zainicjował akcję wykonania sztandaru dla I Brygady Spadochronowej. Była to skomplikowana sprawa zdobycia materiału, wyhaftowanie według opracowanego projektu, później uroczystego poświęcenia w ścisłej konspiracji, ale z komitetem fundacyjnym, matkami chrzestnymi i pocztem. Trudności były też z wysłaniem takiej przesyłki do Anglii. Świadczy o tym choćby fakt, że sztandar dotarł tam dopiero w kwietniu 1944 roku. – wspomina Maria Danuta Wołągiewicz.
W lutym 1944 roku jako inspektor KG AK udał się do okręgu AK Nowogródek wraz z Janem Piwnikiem „Ponurym”,w celu unormowania stosunków zgodnie z zaleceniami władz podziemnych. „Kotwicz” przejął dowództwo okręgu po oskarżonym o kolaborację z Niemcami Józefie Świdzie „Lechu”. Na przełomie kwietnia i maja zgrupowanie przeprowadziło wiele akcji zbrojnych, również przeciwko partyzantce sowieckiej. Major Kalenkiewicz był również współautorem akcji „Ostra Brama”, która miała na celu wyzwolenie Wilna. Nie wziął jednak w niej udziału, gdyż został ranny w czasie walk pod Iwiem, musiał opuścić oddział i odjechać do szpitala. W związku z tym, że w prawej ręce rozwinęła się gangrena został poddany amputacji wspomnianej kończyny. Cichociemny mjr Teodor Cetys „Sława” wspominał, że nie wyobraża sobie „Kotwicza” bez prawej ręki: „On – pistolet, hubalczyk, Kmicic, Wołodyjowski – bez prawej ręki. Jak on teraz przeżyje?”. Maria Danuta Wołągiewicz opowiadała:
„Na pewno musiało być to dla niego tragiczne wydarzenie. Ale się nie poddał. Ze wspomnień różnych osób, które go widziały wtedy wiemy, że był w dobrym nastroju. Zgłaszał się jako prelegent na kurs saperski. I uczył się strzelać z lewej ręki. Mając w tej lewej ręce pistolet, będąc wraz z dwoma nieuzbrojonymi partyzantami, rozbroił trzech uzbrojonych niemieckich żołnierzy.”
Walka z sowietami
9 lipca, jeszcze z gorączką, świeżo po amputacji Kalenkiewicz udał się do kwatery Komendanta Okręgu Wileńskiego AK płk Aleksandra Krzyżanowskiego „Wilka”. Miał być mianowany dowódcą 77. Pułku Piechoty i walczyć u boku Rosjan, których nazywał „burzą ze Wschodu”. Do współpracy jednak nie doszło. W Boguszach została zorganizowana zasadzka, gdzie sowieci aresztowali ponad dwudziestu polskich oficerów AK. „Kotwicz” uniknął aresztowania, gdyż nie skorzystał z zaproszenia czerwonoarmistów. Kilka dni później uczestniczył natomiast w innym spotkaniu, z oficerami, którzy podobnie jak on uniknęli aresztowania. Rozważano poddanie się, co jednak oznaczało wysłanie do łagrów, lub zrobienie z partyzantów frontowego mięsa armatniego. Inną alternatywą było zakończenie działalności AK w tej części Polski. Jak jednak relacjonował Stanisław Szabunia „Licho”:
„Kotwicz zapowiedział, że zostaje w puszczy; uważał, że należy bronić tych ziem i polskiej ludności. – Żołnierzy można rozpuścić, każdemu dać wolną rękę, ale kto chce – mówił major – niech zostanie ze mną”. Wraz z kilkudziesięcioma innymi dowódcami postanowił, że należy pokazać światu dramat oderwania od Rzeczypospolitej wielkiej jej części.
W lipcu 1944 roku został w Puszczy Rudnickiej, zwolnił jednak do domu tych, którzy nie wierzyli w zwycięstwo nad bolszewikami i pod koniec miesiąca wraz z pozostałymi przy nim żołnierzami przeszedł do Puszczy Rudzkiej. Jak relacjonował Marian Markiewicz „Maryl” za oddziałem „Kotwicza” cały czas podążali sowieci. „ W końcu zostało nas około siedemdziesięciu paru ludzi. Na dwudziestego pierwszego sierpnia wyznaczono odprawę w Skiriejkach i tam mieliśmy wszyscy dotrzeć… Tymczasem krąg ścigających nas wojsk sowieckich wciąż się zacieśniał”. 19 sierpnia doszło do jednej z pierwszych potyczek z czerwonymi, na skrzyżowaniu dróg, gdzie jedna z nich prowadziła do miejscowości Borowe, gdzie stacjonował oddział Brygady Wileńskiej majora „Jaremy”. Wtedy pod Poddubiczami zginęło siedmiu żołnierzy z oddziału dowodzonego przez Bolesława Wasilewskiego „Bustromiaka”. W nocy z 20 na 21 sierpnia „Kotwicz” wraz z żołnierzami dotarł do Surkont. Jeszcze tego samego dnia miejsce stacjonowania oddziału wykryli sowieci.
„W pewnym momencie widzę – relacjonował „Maryl” – jak od Pielasy biegną sowieci. Wolniej środek , a boki szybciej, żeby okrążyć nas na sposób tatarski. Nie wiem co się stało z naszą czujką na dachu stodoły, może chłopaki posnęli? Nie wolno nam było otwierać ognia bez rozkazu, więc w stodole, gdzie spali chłopcy z naszego oddziału, krzyknąłem Alarm! I przez podwórko pobiegłem do dowództwa. Wyszedł Kotwicz… po chwili dał rozkaz „Ognia!” i zaczęła się walka”.
Zaatakowany oddział liczył 72 żołnierzy i 4 kobiety. W początkowej fazie bitwy zostało zabitych 30 enkawudzistach przy minimalnych stratach AK, kilku zabitych oraz ranni między innymi kapitan „Bustromiak”. „Wymiana ognia trwała praktycznie bez przerwy – wspomina „Maryl” – z krótkimi tylko postojami na przeładowywanie broni, no i wówczas, gdy Sowieci zaczęli się przegrupowywać. Ogień nasilony, później chwila ciszy i tak schodziły godziny”. Kiedy walki nieco zelżały „Kotwicz” zarządził naradę, podczas której postanowiono, że „Bustromiak” wycofa się z lżej rannymi, on sam zostanie i po zmroku postara się wycofać z ciężko rannymi akowcami. W tym samym czasie sowieci dostali wsparcie Grupy Wywiadowczo-Poszukiwawczej 3/32 kpt. Szulga i naczelnika rejonowego oddziału NKWD kpt. Czikina. Od tego momentu stosunek sił wynosił 10:1 na korzyść NKWD. Sowieci dostali również wsparcie w postaci kilku samolotów. W drugiej fazie bitwy oddziały sowieckie zaatakowały lewe skrzydło obrony, natomiast na prawe skrzydło rozpoczęły natarcie świeżo przybyłe oddziały NKWD.
Niestety pod naporem przeważającego wroga oddział AK został kompletnie rozproszony. Sowieci zdobyli wzgórze gdzie ulokowano cekaem, który zniszczył polski punkt dowodzenia. Zginęła polska obsługa rkm, mjr. „Kotwicz”, rtm. cc Jan Kante Skrochowski „Ostroga” i adiutant pchor. Henryk Nikicicz „Orwid”. „Pod Surkontami zginęła połowa ostatniego oddziału majora „Kotwicza” – wspominał Marian Markiewicz „Maryl”. Zapisane w dokumentach NKWD „w wyniku 5-godzinnego boju [bandę] całkowicie zniszczono – zabito 53 bandytów, w tym 6 oficerów białopolskiej armii. Schwytano do niewoli – 4”. Nie ma świadka śmierci majora, jednak krąży opowieść według ,której jako pierwszy zginął „Ostroga”. Potem „Kotwicz” dostał strzał w czoło. „Orwid” rzucił się, żeby wyciągnąć dowódcę spod ognia i w tej samej chwili padł na jego nogi. Historia śmierci majora Kalenkiewicza jest prawdopodobna, gdyż w takiej pozycji jego, oraz „Orwida” znaleziono. Według wielu źródeł straty po stronie sowieckiej wynosiły około 132 zabitych, co do strat po stronie AK pewnym jest, że liczba 53 zabitych zapisana w raportach NKWD była mocno przesadzona. Szacuje się, że pod Surkontami śmierć poniosło 39 żołnierzy. W pochówku zabitych Akowców udział brała Helena Nikicicz „Czarna Magda”oraz porucznik Czesław Zgorzelski „Zbigniew”, który wspomina: „po naradzie z miejscowymi ludźmi postanowiłem wykopać partyzancką mogiłę przy dawnym, wówczas jeszcze leśnym cmentarzyku powstańców z 1863 roku. Okoliczni mieszkańcy chętni, z samorzutnego impulsu, bez ociągania się i obaw wzięli liczny udział w smutnym obrządku”. Po wojnie Sowieci wybudowali w miejscu bitwy oborę zarodową na 800 krów. Zbiorowa mogiła żołnierzy Armii Krajowej w Surkontach była przez lata kołchozowym pastwiskiem. Dopiero w 1991 roku dzięki staraniom Cezarego Chlebowskiego oraz Radzie Pamięci Walk i Męczeństwa, białoruski MSZ wydał zgodę aby obok grobów powstańczych stanął, zbudowany przez Fundację Ochrony Zabytków, cmentarzyk wojenny poświęcony mjr. „Kotwiczowi” i jego żołnierzom.
„W dowodzonych przez niego oddziałach partyzanckich była wysoka dyscyplina. Nie było picia samogonu, przygodnych kontaktów z kobietami. Mówiono, że realizuje ideał rycerza – zakonnikam żołnierza idei” – opowiada Maria Danuta Wołągiewicz. Mimo, że Maciej Kalenkiewicz zginął 21 sierpnia 1944 roku, polscy żołnierze na tych ziemiach toczyli nierówną walkę z okupantem do lat 50-tych.
Kamil Janczarek