Zimny styczniowy dzień. Dwóch mężczyzn w długich płaszczach, pod którymi skryli broń wchodzi do banku w celu zarekwirowania zgromadzonych w nim pieniędzy. Po kilku minutach spokojnie opuszczają budynek wraz z niemałą ilością gotówki. Przez kilka godzin kręcą się spokojnie po okolicy. Historia ta choć rodem z dzikiego zachodu wydarzyła się w mazowieckim Nasielsku, a dwóch śmiałków to nie bohaterowie westernu, a żołnierze Narodowego Zjednoczenia Wojskowego.
Od sześciu lat Żołnierze Wyklęci z XVI okręgu Narodowego Zjednoczenia Wojskowego toczyli nierówną walkę z sowieckim okupantem. Przez ostatnie lata kolejne komendy okręgu zostały rozbite na skutek donosów i potężnej siatki agenturalnej UBP. Ostatniej próby odbudowania struktur XVI okręgu NZW podjął się st. sier. Mieczysław Dziemieszkiewicz ps. Rój. W 1950 roku wraz z podkomendnymi dał się we znaki komunistycznym władzom PRL i przypomniał, że wolna Polska jeszcze nie zginęła. Był to też rok, kiedy zostały rozbite dwa z trzech patroli „Roja”. W walce polegli ich dowódcy sierżant Władysław Grudziński „Pilot” z podkomendnymi Kazimierzem Chrzanowskim „Wilkiem”, Czesławem Wilskim „Brzozą”, „Zrywem”, Hieronimem Żbikowskim „Gwiazdą” oraz sierżant Ildefons Żbikowski „Tygrys” wraz z podkomendnymi Józefem Niskim „Brzozą”, Henrykiem Niedziałkowskim „Huraganem” i Władysławem Bukowskim „Zaporą”. Komendant Mieczysław Dziemieszkiewicz osaczony i osłabiony śmiercią przyjaciół i towarzyszy broni, w 1951 rok postanowił wejść z iście ułańskich rozmachem. Akcja ekspropriacyjna przeprowadzona w Nasielsku cechowała się niemałą odwagą i fantazją partyzantów. St. sierżant Mieczysław Dziemieszkiewicz wraz z Bronisławem Gniazdowskim „Mazurem” 15 stycznia 1951 roku, w biały dzień weszli do banku spółdzielczego w Nasielsku w pełnym umundurowaniu i zarekwirowali 46 512 zł. Odsłaniając mundury, partyzanci powiedzieli pracownikom „Nie bójcie się, my jesteśmy z partyzantki. Macie dzwonki alarmowe, więc możecie dzwonić. My będziemy w mieście jeszcze godzinę”. Dodatkowego smaku akcji dodaje fakt, że bank znajdował się naprzeciwko posterunku MO, a Żołnierze Wyklęci jak powiedzieli, tak zrobili. Przez ponad godzinę spokojnie kręcili się po mieście.
Kasjerka, która tego dnia pracowała w banku, a jej wspomnienia zostały opublikowane na stronie facebookowej „Dawny Nasielsk”, pani Janina Bilińska wspominała: Do banku weszło dwóch uzbrojonych ludzi, podczas gdy pierwszy podszedł do kasjerki Pani Ireny Grąbczewskiej i zażądał pieniędzy, drugi wszedł z boku za kontuar, odsłonił płaszcz, pod którym ukazał się mundur z ryngrafem Matki Boskiej na piersi i oświadczył: „Nie bójcie się, jesteśmy partyzantami od Roja, nic wam się nie stanie, chcemy tylko pieniędzy”. Zabrali około 46 tysięcy złotych, wychodząc jeden z nich powiedział: „Dzwońcie zaraz na milicję”. Jak wynika ze wspomnień Pani Janiny pracownicy banku (Irena Grąbczewska, Janina Bilińska, Roman Rosłoński) bardziej obawiali się poinformowania i reakcji aparatu bezpieczeństwa, niż samej akcji partyzantów.
Propaganda Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego rozpowszechniała wiadomość, że „bandyci” ukradli ciężko zarobione pieniądze obywateli, którzy odbudowywali kraj po wojennej zawierusze. Nie jest to prawdą. Przede wszystkim – Żołnierze Wyklęci toczyli walkę z sowieckim okupantem. Pieniądze te zostały zarekwirowane wrogom niepodległej i suwerennej Polski, a tradycja podobnych działań niepodległościowych sięgała co najmniej organizacji bojowych późniejszego Marszałka Polski Józefa Piłsudskiego. Po drugie, „Rój” i „Mazur” do banku weszli po południu, kiedy w banku były pieniądze z dziennego utargu państwowych sklepów – taki był przykaz, by codziennie odnosić utarg do banku. W bankach środków prywatnych Polaków natomiast nie było – z dwóch powodów. Braku pieniędzy i z braku zaufania obywateli do instytucji banku i samego państwa komunistycznego. Warto sięgnąć pamięcią chociażby do lat dziewięćdziesiątych, kiedy to czterdzieści lat później większość z nas trzymało pieniądze w przysłowiowej „skarpecie”.
Ostatecznie akcja w Nasielsku powiodła się w zupełności. Oddział komendanta „Roja” pozyskał środki, którymi płacił wspierającej go ludności za żywność i nocleg. A przede wszystkim ponownie dał wyraźny sygnał komunistom, że to jeszcze nie koniec. A walka o Polskę wolną i niepodległą trwa. Następnego dnia grupa poszukująca oddział „Roja”, złożona z plutonu KBW i prawników UBP zaatakowała partyzantów w wiosce Toruń. Mimo wyraźnej przewagi liczebnej komunistów, Żołnierzom Wyklętym udało się wydostać z obławy bez strat. Była to jedna z ostatnich akcji st. sier. Mieczysława Dziemieszkiewicza, za kilka miesięcy we wsi Szyszki stoczył swoją ostatnią potyczkę. Pamięć o nim i jego żołnierzach, o bohaterach walczących o Polskę przetrwała do dziś. A wielu mieszkańców pamiętających komendanta „Roja” dzień jego śmierci wspomina ze łzami w oczach.
Kamil Janczarek