Są w Modlinie Twierdzy drogi i chodniki, wołające o remont od lat. Odziedziczone jeszcze po wojsku, pamiętające lata 80, gdy budowano zupełnie inaczej niż dzisiaj, nie wytrzymały próby czasu. Kruszą się, łamią, podmywa je woda. Może w tym roku doczekają się remontu. Tylko na modernizację miejskich dróg zaplanowano w budżecie półtora miliona złotych.
W czasie grudniowej sesji Rady Miejskiej o remont dróg i chodników w Modlinie Twierdzy apelowała Agnieszka Kowalska. Radna zaproponowała, aby stworzyć listę obiektów, o których wiadomo, że już od dawna wymagają modernizacji. Jako przykłady wymieniła nieutwardzoną ulicę Kadetów, fragment ul. Mickiewicza, ul. Ledóchowskiego oraz dwa chodniki: przy ul. Moniuszki i przy ul. Chrzanowskiego (na odcinku od ul. Poniatowskiego do ul. Chłodnia).
To, które miejsca zostaną w pierwszej kolejności przeznaczone do remontu, okaże się na wiosnę. Zimą nawierzchnia niszczy się najbardziej. Ponadto, aby przystąpić do wymiany asfaltu, potrzeba odpowiednich warunków pogodowych.
W Modlinie Twierdzy sprawę modernizacji dodatkowo komplikuje fakt, że na każdy, nawet najbardziej prozaiczny remont (np. położenie nakładki asfaltowej czy… wycięcie pojedynczego drzewa) Urząd Miejski potrzebuje zgody Mazowieckiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków. Ten nie spieszy się z wydawaniem decyzji, a w dodatku czasem jego decyzje wydają się niezrozumiałe (np. raz sugeruje ułożenie chodnika z kostki, a innym razem z płyt betonowych).
Gdyby ludzie w dawnych wiekach tak postępowali, nie mielibyśmy żadnego postępu w architekturze. Przecież wszystko, co stare i ładne może stać się zabytkiem i nie wolno tego ruszyć. A oni przebudowywali. Ze stylu romańskiego na gotyk, z gotyku na barok, z baroku na klasycyzm itd. Właściciele nieruchomości, architekci i budowniczowie nie mieli nad sobą urzędnika, który by im tego zabronił. A jak ludzie czegoś nie potrzebowali, to leżało odłogiem (tak jak Forum Romanum, gdzie w średniowieczu pasły się zwierzęta, nikt nie narzekał).
Nie chodzi o to, żeby nie chronić zabytków. Współczesna architektura jest często tak brzydka, że zrobilibyśmy sobie i potomnym (jeśli przetrwa) ogromną krzywdę, gdybyśmy wszystko przebudowywali w takim stylu, w jakim buduje się dzisiaj. Chodzi o to, żeby budynki były dla człowieka, a nie człowiek dla architektury. To, że w obiektach zabytkowych, czy nawet w ich sąsiedztwie nie można bez zgody konserwatora wyciąć drzewa, wyremontować chodnika, czy położyć nakładki asfaltowej jest prawdziwym kuriozum. Nie jest to pomysł ani „Dobrej Zmiany” ani Jacka Kowalskiego czy jego urzędników. To przepis obecny w polskim prawie od lat. Tylko od zdrowego rozsądku odpowiednich organów zależy, w jaki sposób będzie realizowany.
Tomasz Parciński