Pan Janusz ma 67 lat. Do niedawna przebywał w ośrodku dla bezdomnych Antidotum w Janowie.
Gdy tam trafił, był wychudzony, nie jadł i niewiele pił. Skarżył się na dolegliwości układu pokarmowego. Wył z bólu. Po wielu interwencjach prowadzącej placówkę, Agacie Pietras, udało się umieścić go w nowodworskim szpitalu. Mężczyzna trafiał tam już wcześniej, ale był odwożony do lokalu w Woli Błędowskiej, który zajmował. Stan mieszkania to osobny problem. Wygląda ono tak, że wielu obrońców zwierząt nie pozwoliłoby tam mieszkać nawet psu, a co dopiero człowiekowi i to poważnie choremu.
Pan Janusz trafił do Antidotum 3 stycznia, po interwencji dra Janusza Krzewińskiego, którego pracownicy Ośrodka Pomocy Społecznej w Pomiechówku wezwali na wizytę domową. Mężczyzna nie był w stanie udać się do lekarza o własnych siłach. Skarżył się na poważne bóle brzucha.
Wcześniej, jak opowiada Agata Pietras, karetka kilka razy miała odwozić pana Janusza z SOR-u do domu. Stan lokalu, który zajmował, jest katastrofalny. Wielu obrońców zwierząt nie pozwoliłoby żyć w takich warunkach nawet psu, a co dopiero człowiekowi i to takiemu, który wyje z bólu. Szefowa Antidotum od początku twierdziła, że mężczyzna pilnie wymaga hospitalizacji.
– Pan jest wygłodzony i wycieńczony. Nie przyjmuje płynów ani pożywienia. W tej chwili umiera na naszych oczach śmiercią głodową. – opowiadała w poniedziałek, 7 stycznia przerażona Agata Pietras.
Jak mówiła, dr Krzewiński załatwił skierowanie do szpitala wraz z transportem. Karetka zawiozła mężczyznę na SOR po czym, według relacji Agaty Pietras, ok. godz. 2 w nocy sanitariusze odwieźli go z powrotem do będącego w katastrofalnym stanie mieszkania w Woli Błędowskiej.
– 16 lat pracuję z osobami bezdomnymi i różne rzeczy już widziałam, słyszałam, oglądałam, ale nie mieści mi się w głowie to, co zrobili sanitariusze. O 2 w nocy odwieźli tego człowieka do tego wyziębniętego syfu, bo nie można tego nazwać żadnym mieszkaniem, to się nadaje do rozbiórki albo do generalnego remontu. Rzucili go na łóżko jak worek ziemniaków i tak zostawili – mówiła wzburzona kobieta.
Dopiero sąsiedzi mieli mężczyźnie dać kołdrę i napalić w „kozie”, którą ogrzewał sobie mieszkanie. Pan Janusz dostał też jedzenie.
Jak mówiła szefowa stowarzyszenia Antidotum, gdy dowiedziała się o zdarzeniu, pojechała na miejsce i zabrała stamtąd mężczyznę do ośrodka. Pan Janusz miał teraz ciepło i sucho, ale nadal nie chciał przyjmować jedzenia, pił bardzo mało i skarżył się na ogromny ból brzucha.
– On wygląda, jakby z obozu koncentracyjnego go ktoś zabrał – skóra i kości. Oni tego nie widzą? – pytała Agata Pietras, oburzona postawą pracowników szpitala.
W sprawie pana Janusza skontaktowaliśmy się z również Wiolettą Śliwińską, radną gminy Pomiechówek.
Gmina przekazała środki na remont jego pokoju i podłączenie prądu. Ośrodek Pomocy Społecznej również pomagał, jak mógł. Niestety ten pan nie ma żadnej rodziny, w codziennych zajęciach pomagają mu sąsiedzi, którzy rozpalają w piecu, żeby nie było mu zimno. Problemem jest też to, że często odmawiał pomocy – powiedziała.
Rozmawialiśmy również z drem Jerzym Szubskim, dyrektorem ds. medycznych Nowodworskiego Centrum Medycznego.
Jak stwierdził, w ocenie lekarza, który badał pana Janusza na SOR-ze, pacjent nie kwalifikował się do pozostawienia w szpitalu. Z dokumentacji wynika, że uskarżał się na dolegliwości brzucha, które miały ustąpić. Dostał też kroplówkę. Lekarz dodał, że szpital obowiązują określone wytyczne, z których wypełnienia placówka jest rozliczana przez Narodowy Fundusz Zdrowia.
W sprawie mężczyzny skontaktowaliśmy się także z Ośrodkiem Pomocy Społecznej w Pomiechówku, którego jest podopiecznym.
– Pan Janusz jest osobą samotną, nadużywającą alkoholu (to z kolei kwestionuje Agata Pietras, która twierdzi, że według racji sąsiadów mężczyzna od dwóch lat nie pił i nie palił – przyp. red). Od maja 2015 r. otrzymuje zasiłek stały z tytułu wieku. Pracował dorywczo bez rejestracji u gospodarzy. W związku z tym nie posiada uprawnienia do świadczenia emerytalnego. Oprócz tego otrzymuje pomoc w formie zasiłków celowych i pomocy rzeczowej (opał z dowozem). W 2018 r. udzielono mu pomocy finansowej i rzeczowej na pokrycie dachu oraz pokryto koszty przyłączenia lokalu mieszkalnego do energii elektrycznej. Dwukrotnie uprzątnięto mieszkanie. Pan Janusz mieszka w lokalu komunalnym, należącym do zasobów gminy Pomiechówek. Pracownik socjalny miał z nim stały kontakt, proponował umieszczenie w stowarzyszeniu Antidotum w Janowie, ale ten odmawiał. – poinformowała nas Wanda Mucha, kierownik OPS w Pomiechówku.
Jak dodała, ze względu na stan zdrowia (mężczyzna uskarżał się na bóle brzucha), miał problemy z przyjmowaniem jedzenia i picia. OPS przyznał mu usługi opiekuńcze w miejscu zamieszkania, wzywane było pogotowie ratunkowe, które, jak relacjonuje Mucha, podczas wizyty pracownika socjalnego w Sylwestra, odmówiło przyjazdu.
Pracownik OPS-u skontaktował się z lekarzem pierwszego kontaktu, Jarosławem Krzewińskim i umówił wizytę, która odbyła się 2 stycznia. Doktor poinformował mężczyznę o zamiarze umieszczenia go w ośrodku Antidotum.
Jak stwierdziła Wanda Mucha, mimo ostrego sprzeciwu pana Janusza (agresywne zachowanie w stosunku do pracownika socjalnego i opiekunki), został on przewieziony do placówki w Janowie.
4 stycznia dr Krzewiński wystawił skierowanie do szpitala. Mężczyzna trafił na SOR, a stamtąd, zamiast do ośrodka Antidotum, przetransportowano go do miejsca zamieszkania.
7 stycznia, po interwencjach Agaty Pietras i lokalnych mediów, pan Janusz został ponownie przyjęty do szpitala. Aktualnie przebywa na SOR-ze, ale lekarze rozważają, a jakim oddziale umieścić go na dużej.
Jak mówi Agata Pietras, na wysokości zadania stanęli dyrektor Nowodworskiego Centrum Medycznego, Jacek Kacperski i wicestarosta nowodworski, Paweł Calak.
– Dziękuję tym panom z całego serca! Pomimo ostrej wymiany zdań, DOBRO CZŁOWIEKA ZWYCIĘŻYŁO – napisała szefowa Antidotum na swoim profilu na Facebooku.
Tomasz Parciński,
Wojciech Filipiak
Fot. Stowarzyszenie Antidotum