Budynek komunalny przy ul. Chryzantemy 1 stoi nieco schowany tuz obok przejazdu kolejowego na skrzyżowaniu ul. Akacjowej i Nałęcza. Jak to często bywa w przypadku miejsc, które nie rzucają się w oczy, bywa zaniedbywany. W dodatku jego mieszkańcy obdarzani są niewybrednymi określeniami.
Przychodzimy do nich w gości. Idziemy ulicą Nałęcza. Mijamy strażnicę OSP. Widzimy cmentarz, a obok niego budynek z zadbanymi ogródkami. Przed blokiem spotykamy kilkunastu mieszkańców w różnym wieku.
– Mówią, że tu mieszka „patologia”, a proszę zobaczyć, jakie mamy ogródki, jak ludzie o nie dbają. – słyszymy od lokatorów.
Rzeczywiście. Widać, że mieszkańcy dbają o otoczenie. Pewnie nie wszyscy, ale tak jest na wielu osiedlach. Dba ten, kto chce, a kto chce, ten niszczy.
Lokatorzy zaczynają swoją opowieść. Są czyści, schludni, trzeźwi. Między bajki można włożyć opowieści, że na Chryzantemy mieszka „element”, „alkoholicy”, „margines społeczny”. To normalni ludzi, którzy sprawiają wrażenie, ze nikt się ich blokiem nie interesuje. Czują się zapomniani i opuszczeni. Mówią, że pamięta się o nich tylko przed wyborami.
Potrzeby zgłaszają niewielkie. Chcieliby mieć np. altankę śmietnikową i ogrodzenie, wyraźnie oddzielające teren budynku od cmentarza.
– Teraz ludzie z cmentarza wyrzucają śmieci z grobów do naszych kontenerów. Czasem lądują tam ogromne wieńce. Jak się zwróci uwagę, to jeden posłucha, a drugi i tak zrobi swoje, jeszcze wyzwie od najgorszych – opowiada jedna z mieszkanek – Rano przyjeżdżają tu samochodami ludzie ze sklepów i wyrzucają śmieci, przychodzą też mieszkańcy z drugiej strony torów. Śmieci czasem aż się wylewają. Potem ludzie to widzą i mówią: „o, brudasy tu mieszkają”, ale to przecież nie nasze śmieci.- dodaje kobieta.
Problem wyrzucania odpadków przez mieszkańców okolicznych bloków do niezabezpieczonych kontenerów przy budynkach komunalnych pojawia się zresztą również i w innych częściach miasta.
Na naszych oczach z cmentarza wychodzi mężczyzna, otwiera klapę kontenera i wrzuca jakiś przedmiot do środka. Mieszkańcy mówią, że nie jest ich sąsiadem. Tym razem rzecz jest niewielka, ale lokatorzy twierdzą, że czasem trafiają tam sporych rozmiarów wiązanki.
Obok kontenerów znajdują się bujawki dla dzieci. Czasem, jak wiatr mocniej zawieje, a pojemnik jest przepełniony, odpadki lądują na placu zabaw. Ani to estetyczne ani higieniczne. Mieszkańcy boją się o zdrowie swoich dzieci.
W samym bloku też jest „ciekawie”. Zastosowano tam np. tak nowatorskie rozwiązanie architektoniczne, jak szamba wewnątrz budynku. Widzimy studzienki kanalizacyjne na korytarzu i przecieramy oczy ze zdumienia.
– Jak kiedyś wywaliło, to cały korytarz był zalany nieczystościami. – mówi jedna z lokatorek. Mieszkańcy skarżą się też na szczury w szambach.
Inne „oryginalne” rozwiązanie to wejścia do mieszkań na zewnątrz budynku. Niektórzy z lokatorów wchodzą do swoich lokali „standardowo” z korytarza, a inni, żeby wejść do siebie, muszą przejść przez balkon sąsiada. O prywatności w takim wypadku nie ma mowy.
Zresztą, jak mówią mieszkańcy, trudno przebywać na balkonie, gdy stoi tam woda. Wszystko, ich zdaniem, przez brak właściwego odwodnienia rynien. Zimą woda zamarza, co powoduje trudności w dostaniu się do mieszkania. W innym miejscu rynny bardziej przypominają rurki, służące do odprowadzania wody z pralki.
Mieszkańcy mają również wątpliwości co do stanu przewodów wentylacyjnych. Skarżą się na zalegające tam gołębie. Jedna z mieszkanek pokazuje zdjęcie ptaka, który znalazł się u niej w mieszkaniu.
Lokatorzy wyliczają kolejne usterki. Mówią o braku lamperii, nieodmalowywaniu ścian, pokazują liczne pęknięcia, zarówno w środku, jak i na zewnątrz budynku.
W złym miejscu, ich zdaniem, zamontowany jest ponadto domofon (w trakcie naszej wizyty niedziałający), co pozwala na wchodzenie do budynku obcym osobom.
– Jak chcą sobie popić, to przychodzą tutaj. Potem o nas mówią, że my „patologia”, „Rumuny”, „brudasy”, widzicie tu kogoś pijanego? To obcy ludzie są. Przychodzą tutaj, bo uważają, że można, że jesteśmy gorsi – słyszymy od mieszkańców.
Lokatorzy żalą się na postawę Zarządu Budynków Komunalnych. Nie czują się traktowani poważnie.
W sprawie budynku przy ul. Chryzantemy interweniował radny Roman Biliński. W większości spraw – bezskutecznie. Pismo na temat ogrodzenia bloku złożyła do Urzędu Miejskiego radna Angelika Sosińska. Dostała odpowiedź, że ogrodzenie będzie, ale dopiero w przyszłym roku. Powstaje wrażenie, że władze miasta cierpią na permanentny brak pieniędzy.
Przy okazji omawiania budynków komunalnych zawsze pojawia się też kwestia niepłacenia przez niektórych lokatorów za czynsz. Zaległości w całym mieście przekroczyły już 6 milionów i ciągle rosną. Rodzi się jednak pytanie, czy ci, którzy płacą, muszą cierpieć za tych, którzy nie umieją nawet rozłożyć sobie długu na raty? Gdzie tu sprawiedliwość?
Z mieszkańcami ul. Chryzantemy żegnamy się po kilkudziesięciu minutach. Na spotkaniu jest obecna radna Angelika Sosińska, która obiecuje interwencję w ich sprawie. Co będzie dalej, pokaże czas. Do tematu powrócimy.
Tomasz Parciński