Dwaj mężczyźni zatrzymani w związku z kradzieżą w nowodworskim schronisku usłyszeli już zarzuty. Grozi im do 10 lat więzienia.
W nocy z 28 lutego na 1 marca dwaj mężczyźni weszli na teren schroniska przy ul. Leśnej, zastraszyli pracownika i okradli go z wypłaty, którą tego dnia otrzymał. Następnie odebrali mu klucze i rozpoczęli przeszukiwanie innych pomieszczeń. Łupem złodziei padł służbowy laptop, telefon komórkowy i prawie 4 000 zł z datków od miłośników zwierząt, które miały być przeznaczone na zakup bud. Prezes prowadzącej schronisko fundacji Przyjaciele Braci Mniejszych, Iwona Kowalik, oszacowała straty na 8 000 zł.
Od początku o kradzież podejrzewano dwóch pracowników schroniska, którzy niedawno zostali w nim zatrudnieni. Nowodworska policja upubliczniła ich zdjęcia i zaapelowała o kontakt do wszystkich osób, które mogą pomóc w ujęciu mężczyzn.
Na reakcję nie trzeba było długo czekać. Dzięki obywatelskiej postawie wielu osób już po kilku dniach funkcjonariuszom udało się zatrzymać 26-letniego Dawida O i 38-letniego Daniela B. Pierwszy wpadł w ręce policjantów z warszawskiego Śródmieścia na Alejach Jerozolimskich w Warszawie. Drugiego funkcjonariusze z Pomorza znaleźli w koszalińskim szpitalu. Policjanci odzyskali również skradziony telefon, który znajdował się w jednym z warszawskich lombardów.
Obaj mężczyźni usłyszeli zarzuty włamania i kradzieży. Grozi im za to do 10 lat więzienia. Wobec 26-latka prokurator zastosował dozór policyjny. Teraz o losie fałszywych „przyjaciół zwierząt” zadecyduje sąd.
Pracownicy fundacji Przyjaciele Braci Mniejszych nie mogą pogodzić się z faktem, że mężczyźni będą odpowiadać z wolnej stopy. Jak czytamy na Facebookowym profilu organizacji, jeden z nich, opuszczając nowodworską komendę policji, na pytanie, gdzie jest skradziony laptop z dokumentacją medyczną psów, miał odpowiedzieć: „nie ma i już go nie zobaczysz”.
Policjanci zapewniają jednak, że wciąż szukają pozostałych skradzionych przedmiotów i pieniędzy. O dalszym przebiegu sprawy będziemy informować.
red.